W czwartek w Teatrze Narodowym w Warszawie obejrzałam spektakl ,,Dziady" w reżyserii Eimuntasa Nekrošiusa. Przedstawienie było inscenizacją dzieła Adama Mickiewicza pod tym samym tytułem. W rolach głównych wystąpili Grzegorz Małecki (Gustaw - Konrad), Marcin Przybylski (Guślarz, Diabeł), Mateusz Rusin (Ksiądz Piotr), Wiktoria Gorodeckaja (Maryla), Piotr Grabowski (Ksiądz) i Arkadiusz Janiczek (Senator).
Spektakl podzielono na kilka części, tak jak w utworze Mickiewicza, jednak zamieniono trochę kolejność. Najpierw pokazano część I, następnie wiersz ,,Upiór", potem część II, IV i III. Część I to monolog Maryli, dawnej kochanki Gustawa. ,,Upiór" to historia nieszczęśliwego młodzieńca, który
z powodu nieszczęśliwej miłości popełnił samobójstwo i teraz co roku powraca na ziemię jako upiór, przeżywając katusze poprzedzające jego śmierć. Kolejne dwie części to dziady kowieńsko - wileńskie. Część II przedstawia obrzęd dziadów, podczas których Guślarz i inni ludzie przywołują dusze zmarłych. W części IV do domu Księdza trafia Gustaw, nieszczęśliwy kochanek, który opowiada o swoim cierpieniu i miłości. Część III (dziady drezdeńskie) dzieje się w czasach, gdy Polska była pod zaborami. W więzieniu Gustaw z romantycznego kochanka przemienia się
w Konrada, bojownika o sprawę narodową. Wygłasza też słynną Wielką Improwizację. Tymczasem arystokracja nie przejmuje się utratą niepodległości...
Po przeczytaniu dramatu Mickiewicza bardzo chciałam obejrzeć ,,Dziady" w teatrze. Na przedstawienie w Warszawie wybrałam się z pozytywnym, wręcz entuzjastycznym nastawieniem.
Niestety, rozczarowałam się. ,,Dziady" Nekrošiusa to dzieło dość kontrowersyjne. Stroje niektórych bohaterów zostały uwspółcześnione, aktorzy często mocno gestykulowali, krzyczeli swoje kwestie,
a w pewnych momentach widownia wybuchała śmiechem, co według mnie na ,,Dziadach" nie powinno w ogóle mieć miejsca. Niezrozumiała była dla mnie pierwsza scena, w której Wiktoria Gorodeckaja w błękitnym trykocie wygłasza monolog i wykonuje przy tym energiczne ruchy ramion. Zastanawiające były też ogromne makówki z ,,twarzami" niczym dynie na Halloween pojawiające się w wielu scenach. Co więcej, w scenie z Rollisonową i Senatorem matka Rollisona wskakuje na plecy dostojnika i go szarpie, a służba nie reaguje. Irytujące są też dziewczynki w części IV, pojawiające się potem jako Anioły w części III. Generalnie zabrakło mi atmosfery tajemniczości, niepokoju, którą podczas czytania ,,Dziadów" można odczuć. Wielka Improwizacja w wykonaniu Grzegorza Małeckiego jest tylko poprawna. Aktor wygłasza ją dość beznamiętnie, bardziej z rezygnacją niż pod wpływem silnych emocji. Po skończeniu monologu Konrad osuwa się zemdlony na ziemię, a diabły dopadają go i okładają książkami Adama Mickiewicza. Do wysuniętej dłoni wciskają mu ołówek i każą rozdawać autografy. Dość dziwne. Nie podobała mi się także scena widzenia księdza Piotra,
w której Mateusz Rusin wciąga na nogi do połowy czerwone rajstopy i zaczyna mówić do rurki trzymanej w dłoni. Wypadło to dość groteskowo, nie odczułam powagi i natchnienia. Co do aktorstwa, według mnie najlepiej wypadł Marcin Przybylski w roli Guślarza i Diabła.
Podsumowując, uważam, że spektakl nie oddał ducha romantyzmu i patriotyzmu, jaki w ,,Dziadach" być powinien. Wolałabym, aby reżyser podszedł do realizacji tego arcydramatu bardziej tradycyjnie, a na pewno wypadłoby to lepiej.

Spektakl podzielono na kilka części, tak jak w utworze Mickiewicza, jednak zamieniono trochę kolejność. Najpierw pokazano część I, następnie wiersz ,,Upiór", potem część II, IV i III. Część I to monolog Maryli, dawnej kochanki Gustawa. ,,Upiór" to historia nieszczęśliwego młodzieńca, który
z powodu nieszczęśliwej miłości popełnił samobójstwo i teraz co roku powraca na ziemię jako upiór, przeżywając katusze poprzedzające jego śmierć. Kolejne dwie części to dziady kowieńsko - wileńskie. Część II przedstawia obrzęd dziadów, podczas których Guślarz i inni ludzie przywołują dusze zmarłych. W części IV do domu Księdza trafia Gustaw, nieszczęśliwy kochanek, który opowiada o swoim cierpieniu i miłości. Część III (dziady drezdeńskie) dzieje się w czasach, gdy Polska była pod zaborami. W więzieniu Gustaw z romantycznego kochanka przemienia się
w Konrada, bojownika o sprawę narodową. Wygłasza też słynną Wielką Improwizację. Tymczasem arystokracja nie przejmuje się utratą niepodległości...
Po przeczytaniu dramatu Mickiewicza bardzo chciałam obejrzeć ,,Dziady" w teatrze. Na przedstawienie w Warszawie wybrałam się z pozytywnym, wręcz entuzjastycznym nastawieniem.
Niestety, rozczarowałam się. ,,Dziady" Nekrošiusa to dzieło dość kontrowersyjne. Stroje niektórych bohaterów zostały uwspółcześnione, aktorzy często mocno gestykulowali, krzyczeli swoje kwestie,
a w pewnych momentach widownia wybuchała śmiechem, co według mnie na ,,Dziadach" nie powinno w ogóle mieć miejsca. Niezrozumiała była dla mnie pierwsza scena, w której Wiktoria Gorodeckaja w błękitnym trykocie wygłasza monolog i wykonuje przy tym energiczne ruchy ramion. Zastanawiające były też ogromne makówki z ,,twarzami" niczym dynie na Halloween pojawiające się w wielu scenach. Co więcej, w scenie z Rollisonową i Senatorem matka Rollisona wskakuje na plecy dostojnika i go szarpie, a służba nie reaguje. Irytujące są też dziewczynki w części IV, pojawiające się potem jako Anioły w części III. Generalnie zabrakło mi atmosfery tajemniczości, niepokoju, którą podczas czytania ,,Dziadów" można odczuć. Wielka Improwizacja w wykonaniu Grzegorza Małeckiego jest tylko poprawna. Aktor wygłasza ją dość beznamiętnie, bardziej z rezygnacją niż pod wpływem silnych emocji. Po skończeniu monologu Konrad osuwa się zemdlony na ziemię, a diabły dopadają go i okładają książkami Adama Mickiewicza. Do wysuniętej dłoni wciskają mu ołówek i każą rozdawać autografy. Dość dziwne. Nie podobała mi się także scena widzenia księdza Piotra,
w której Mateusz Rusin wciąga na nogi do połowy czerwone rajstopy i zaczyna mówić do rurki trzymanej w dłoni. Wypadło to dość groteskowo, nie odczułam powagi i natchnienia. Co do aktorstwa, według mnie najlepiej wypadł Marcin Przybylski w roli Guślarza i Diabła.
Podsumowując, uważam, że spektakl nie oddał ducha romantyzmu i patriotyzmu, jaki w ,,Dziadach" być powinien. Wolałabym, aby reżyser podszedł do realizacji tego arcydramatu bardziej tradycyjnie, a na pewno wypadłoby to lepiej.



Komentarze
Prześlij komentarz